wtorek, 28 lutego 2012

Czy jestem manipulowany?

Po ostatnim wpisie oskarżenie, że jestem manipulowany, zalicza się do łagodniejszych. Zastanawiam się, jak udowodnić, że to i inne określenia, nie polegają na prawdzie. Może zamontować kamerę w redakcji? Ale piszę także czasem w domu. Na takie urządzenie może nie zgodzić się rodzina. Myślę, że najlepszym sposobem będzie zaproszenie do skonfrontowania podejrzeń z rzeczywistością poprzez lekturę mojej wcześniej twórczości dziennikarsko - blogerskiej. Tę pierwszą rozpocząłem w 1991 warsztatami dziennikarskimi w nieistniejącej obecnie gazecie pn. Trybuna. Potem udało mi się namówić p.Marię Eichler, aby zaczęła drukować moje teksty w (znowu należy dopisać - nieistniejącej...) Gazecie Chojnickiej. Można je odnaleźć w zszywkach przechowywanych w Czytelni, można na mojej stronie internetowej. Prowadzę ją od 1999 roku bez przerwy. "Obawiam" się, że w chojnickim internecie nie uda się Wam znaleźć strony o podobnym lub dłuższym żywocie. Od początku jest na stronie blog, który początkowo nosił nazwę "Raport radnego". Gdy w 2002 "sromotnie" przegrałem wybory na radnego (pierwsze poza "podium" miejsce w okręgu), od 2003 roku przechrzciłem bloga na "Obserwatora". Gdy w 2004 zostałem po raz trzeci radnym, gdyż zastąpiłem osobę, która utraciła mandat z powodu prowadzenia działalności gospodarczej na mieniu miasta, nie zmieniłem nazwy. W drugiej połowie 2009 roku doszedłem do wniosku, że należy iść z duchem czasu i przeniosłem się na blogspot.com, czyli tutaj. W tym samym roku podkusiło mnie, aby spróbować zarabiać na życie pisząc w tygodniku Życie Chojnic. I po raz trzeci muszę dodać, że już nie istnieje. Wkrótce jego ekipa zaczęła tworzyć portal internetowy www.chojnice.com. Co na nim napisałem, da się odnaleźć na portalu, ale i na mojej stronie internetowej o Chojnicach. Wystarczy kliknąć w konkretny rok. Jeszcze nie wszystkie linki są aktywne, ale lata 2009 - 2011 nie są puste. Teksty od lipca 2011 wiodą do portalu chojnice24.pl, gdyż od tego momentu właśnie tam udzielam się dziennikarsko. Baaardzo nieskromnie uważam, że po lekturze tych materiałów, da się dojść do wniosku, że nie zmieniłem nigdy poglądów politycznych, czy podejścia do działań Pana Burmistrza. Niezależnie od miejsca pracy czy bycia radnym i przewodniczącym Komisji Komunalnej za rządów burmistrza Gąsiorowskiego, członkiem Zarządu Miasta w latach 98 - 2002 czy szeregowym radnym w latach 2004 - 2006. Nigdy nie miałem pretensji do werdyktu wyborców. Zresztą jestem w doborowym towarzystwie takich osób, jak Sławek Rząska, Andrzej Dolny, Marcin Wenta czy Jacek Studziński. Najbardziej zaciekawiło i rozbawiło mnie twierdzenie, że nigdy nie ukrywałem swej niechęci do Solidarności, "aby kilkanaście lat później zmienić radykalnie swój światopogląd próbując włożyć palec w dupę legendzie chojnickiej opozycji. Tamten nie w ciemię bity na szczęście nie dal się podejść i z tego co wiem nie pała sympatią do niego." Na podstawie jakich faktów takie tezy? Może dlatego, że byłem po 1984 szeregowym członkiem PZPR, jak wielu późniejszych działaczy władzy po 1989? Czy może to, że po 1994 zaangażowałem się w tworzenie SLD w Chojnicach? 
Foto pochodzi z 1991 roku z warsztatów dziennikarskich. Siedzę obok Marka Kotańskiego. Właśnie kończy się spotkanie z dziennikarzami PAP-u i Agencji Nowosti. Za chwilę rozpocznie się właśnie z Markiem...

niedziela, 26 lutego 2012

Wiele hałasu o Kopernika

Coraz więcej i głośniej wokół pomnika Mikołaja Kopernika, którego chwilowo nie ma w chojnickim Parku 1000-lecia. Najwyższy czas uporządkować całość sprawy, gdyż widzę, że najważniejszy człowiek w ratuszu uważa, że piszę stronnicze teksty. Na dodatek na zamówienie człowieka, za którym raczej nie przepada. Chodzi oczywiście o Mariusza Janika. Nie raz nasz burmistrz, nie pytany przez dziennikarzy wspominał na copiątkowych konferencjach, że wtedy i wtedy, o godzinie takiej i takiej, spotka się w sądzie na kolejnej rozprawie z MJ. Raz dzieje się z wniosku p.AF, raz z p.MJ. Zdarzyło się też, że media wiedziały o czasie rozpoczęcia pobytu p.MJ w chojnickim areszcie. Wtedy nikogo nie dziwiło, że wszyscy o tym piszą, relacjonują. Widocznie wówczas należało tak postepować. Moja redakcja dostała treść wniosku p.MJ do prokuratury, tak jak i wszystkie pozostałe chojnickie redakcje. Widocznie inne uważają temat za nieistotny. Z wykształcenia nie jestem dziennikarzem, a technikiem budowlanym. Gdybym na lekcji budownictwa ogólnego powiedział, że odnowienie obiektu budowlanego polega na jego demontażu, rozbiórce i wywiezieniu gruzu, po czym odbudowany byłby w zbliżonym, ale nie identycznym, kształcie z wykorzystaniem innych materiałów; dostałbym dwóję z wykrzyknikiem. W latach 70-tych nie było jedynek. Gdyby od początku byłaby mowa, że pomnik Kopernika jest w złym stanie technicznym, może zawalić się czy coś w tym rodzaju, że mamy pomysł na jego nowy lepszy kształt, na ciekawe otoczenie (o tym było dość sporo), to jestem pewny, że nie byłoby żadnego szumu. Teraz dzieje się...
Sprawę badają odpowiednie organy. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Czas wrócić do najświeższych wydarzeń. W niedzielę 19.02 Mikołaj Kopernik miał urodziny, więc p.MJ wpadł na pomysł ich uczczenia. Wraz z grupką chojniczan zapalił znicze, zawiesił na drzewie kilka zdjęć i obrazków, złożył wiązankę kwiatów, tam gdzie kiedyś stał pomnik. Długo nie były w tym miejscu, bo już w poniedziałek burmistrz zadysponował posprzątanie całości. Prawdę pisząc, to spodziewałem się tego, ale zaskoczyło mnie tempo działania. Gdyby każdy krytyczny tekst o przysłowiowych dziurach w chodniku czy jezdni, spotykał się z tak szybkim działaniem ratusza, to wszyscy dziennikarze chodziliby, jak pawie. Ale nie jest tak dobrze. W moim poprzednim miejscu pracy, czyli na chojnice.com, w listopadzie 2009 popełniłem tekst na temat cmentarzy. 2 listopada zajrzałem na kilka z nich. Tak opisałem wrażenia z jednego z nich: "(...)  Stamtąd już blisko do cmentarza ofiar zbrodni hitlerowskich przy ul. Wysokiej. Niestety, ale w tym miejscu także grasował wandal. Narzędziem zbrodni była zapewne puszka farby w sprayu. Oprócz różnych gryzmoł, które są widoczne na cmentarnym murze od wewnątrz, znalazłem wśród nich także swastykę. Przydałby się lepszy nadzór nad tym miejscem, nie mówiąc o konieczności jak najszybszej interwencji służb komunalnych. Zresztą nie tylko tam." Zero reakcji ze strony ratusza. W kwietniu 2010 roku ponownie odwiedziłem ten sam cmentarz. Nadal pyszniła się swastyka. Napisałem kolejny tekst na chojnice.com . Kilka tygodni później - nic. Dopiero po prawie dwóch miesiącach została zamalowana. Gdybym napisał, że podobno namalował ją p.MJ (broń Boże tak nie było...), to wówczas podejrzewam, że zniknęłaby natychmiast. Zapewne na tym nie skończyłoby się.
Czas na polemikę z komentarzem pana burmistrza pod tekstem o sprzątaniu wokół pomnika Kopernika. "Pomniki też różnią się od siebie, są te, które są wpisane na specjalną listę i te pomniejsze, które nie są objęte procedurami. Temat jest zastępczy i śmieszny. Czy Urząd miał posklejać części betonowe? Sam pomnik, czyli popiersie M. Kopernika będzie odrestaurowane – nie zamienione." Kopernik w Parku jest w ewidencji ratuszowej, jako pomnik pamięci narodowej. Zrobiłem w Wydziale Komunalnym UM foto karty. Nie znam innej ewidencji. Części betonowe powstały w toku prac zleconych przez UM. Zachowane popiersie Kopernika będzie wzorem dla rzeźbiarza, który wykona je z brązu. Taki materiał jest w specyfikacji przetargowej. Pomnik składa się nie tylko z popiersia, ale i z postumentu. Dalej - "To smutne, tak jak smutne jest jednostronne dziennikarstwo. Urząd posprzątał, leżały flaszki i stoi Zaporożec. Gratulacje. Celowo pomija się aspekty prawne, porządek publiczny i dołącza się Zaporożca, bo to przecież problem publiczny." - Czy może być jednostronne dziennikarstwo, gdzie jest podane stanowisko UM, uzasadnienie posprzątania? Pan burmistrz jest niezadowolony z połączenia w jednym tekście zniczy kopernikańskich, pustych flaszek i Zaporożca z reklamą na dachu. Łączy je jedno - w różny sposób zaśmiecają to samo miejsce - Park 1000 - lecia. Dzieli - czas reakcji ratusza na ich likwidację. O parkujących nonstop gratach i przyczepkach z reklamami mówiło się wielokroć na sesjach i komisjach. I nic z tego nie wynika. Załączam do tekstu fotki z ewidencji, którą założono na początku lat 90-tych.

niedziela, 19 lutego 2012

Więcej demokracji w Radzie Miasta

Sporo ostatnio mówi się o inicjatywie stowarzyszenia Projekt Chojnicka Samorządność, aby wprowadzić w miejskim samorządzie możliwość wnoszenia pod jej obrady obywatelskich projektów uchwał. Mieszkańcy miasta dostaliby także możliwość zabierania głosu na sesjach. Nazywałoby się to "wnioski obywatelskie". Sądzę, że z tym pierwszym, mimo początkowego oporu radnych, nie będzie problemu. Przecież i tak ostatnie słowo będzie do nich należeć. Niebezpieczne projekty mogą spokojnie skoszować. Gorsza sprawa z drugim pomysłem. Na własnej skórze niedawno przećwiczyłem tę ścieżkę. Pod koniec listopada 2011 radny A.Mielke raczył oczernić moją osobę, przy okazji myląc moją działalność blogerską z dziennikarską. Złożyłem oficjalne pismo z prośbą o umożliwienie zabrania głosu na kolejnej sesji, by wyjaśnić tę sprawę. Powołałem się na zapis art. 42 ust. 5 Statutu Miasta - Przewodniczący Rady może udzielić głosu osobie nie będącej radnym. Z odmownej odpowiedzi podpisanej przez szefa Rady Mirosława Janowskiego wynika, że porządek obrad nie przewiduje prowadzenia polemiki nieradnego z radnym. "Z uwagi na powagę, jaką powinna być zachowana podczas obrad Rady Miejskiej, jestem zmuszony odmówić Panu głosu podczas sesji." - cytat z odpowiedzi. 
Wychodzi na to, że radny jest świętą krową, która bez jakiejkolwiek interwencji, w trakcie i po, ze strony prowadzącego obrady, może obrzucić mnie błotem. Próba polemiki z nim na tym samym forum nie jest możliwa, bo to może NARUSZYĆ POWAGĘ OBRAD. Kali ukraść krowę - OK, ale jak jemu ukraść krowę - to skandal. Nie była to pierwsza swobodna interpretacja Statutu przez MJ. Gdy Arcana Historii złożyły w RM petycję, to wyznaczył limit 1 osoby z ich strony, która może zabrać głos na sesji.
Dziś na chojnice24.pl Jacek Studziński wstawił ciekawy komentarz, którego fragment zacytuję - "Zaczepił mnie w tych dniach jeden z działaczy Solidarności i powiedział: "panie Jacku w Chojnicach pękło, jak bańka mydlana wszystko, o co walczyliśmy. Buta tej rady nie zna granic". Co miałem powiedzieć? Faktycznie obserwuję od kilku lat niepokojące zjawisko uniemożliwiania obywatelom i ich organizacjom zabierania głosu na sesjach rady. Gdy przewodniczącymi Rady Miejskiej byli Stanisław Sobczak czy Józef Pokrzywnicki standardy były inne, bardziej pro obywatelskie. Niestety popsuło się. Obecnie należy dążyć, aby ucywilizować te relacje. Relacje władzy ze społeczeństwem i ich organizacjami. Czy za tej rady uda się to zrobić, mocno wątpię. Obym się mylił."
Niestety, ale Jacku nie liczyłbym na to. Czy ktoś z radnych wstawił się za mną? Zaprotestował? Wnioskował o zrobienie dla mnie wyjątku? Nie, zdecydowana większość z nich zacierała ręce i mówiła sobie w duchu - "Ale utarł nosa temu pismakowi! Dobrze mu tak!" 

niedziela, 12 lutego 2012

Poprawili dzieje chojnickiej publicystyki

Wkrótce kolejna rocznica wyzwolenia Chojnic, ale tego podczas II wojny światowej. Różnie ten moment w historii naszego miasta był przedstawiany. Przygotowując się do napisania o tym właśnie tutaj, zauważyłem z bólem, że znowu w moim poprzednim miejscu pracy słuch zaginął o jednym z moich poprzednich tekstów. Chciałem sobie odświeżyć pamięć, co też napisałem o II wydaniu "Dziejów Chojnic". Ukazały się jesienią 2010 roku. Wpisałem w okienko wewnętrznej wyszukiwarki na chojnice.com hasło "Ostrowski" i pod koniec strony pojawiła się zajawka i link do mojego artykułu pt. "Postscriptum do II wydania „Dziejów Chojnic”". Klikam i ... pusta strona z napisem "błąd". Wchodzę na stronę Moje Chojnice.pl do działu "Chojnice w mediach/2010" i ten sam efekt. Inne moje teksty z tego roku trzymają się w zdrowiu. Muszę jak najszybciej zrezygnować z linków na mojej stronie w działach dot. przeglądów prasy, które wiodą do chojnice.com i nie tylko. Na szczęście mam w kompie wersje word-owskie wszystkich moich tekstów i jest już ponownie w necie tenże tekst. Niestety, ale ciekawe komentarze pod "Postscriptum..." nie zachowały się. Tekst, nieskromnie pisząc, wywołał spore echa. Pozytywne i negatywne. Sam "oskarżony", czyli RedNacz Kazimierz Ostrowski z mównicy w Radzie Miejskiej ocenił moje uwagi, jako kąśliwe. Podstaw, by nadać im miano kłamliwe - nie dałem. Mała próbka tego tekstu, która dotyczy 14 lutego 1945 roku. Porównuje I i II wydanie Dziejów - "Rozdział dotyczący wydarzeń związanych z datą 14 luty 1945 został znacznie rozbudowany, i bardzo dobrze. Wprowadzone zostało jednak także kilka zmian, w porównaniu do I wydania. Określenie „radość z bliskiego wyzwolenia” zastąpiło „bojaźń przed bliskim spotkaniem z sowietami”; „pierwsze spotkania z wyzwolicielami” ustąpiło miejsca „pierwsze spotkania z czerwonoarmistami”. Fragment wspomnień Zbigniewa Steinke, który kończył się zdaniem „I tak zaczęło się wyzwolenie.”, zastąpiono innym, tego samego autora. Tam tego niewygodnego słowa nie ma." Cały artykuł do przeczytania TUTAJ.
Screen strony z wynikami wyszukiwania powstał dziś.



Aktualizacja z 13 lutego godzina 17.00
Link do tekstu "Postscriptum do II wydania Dziejów Chojnic" na portalu chojnice.com ponownie działa. Może moje wcześniejsze kłopoty z jego uruchomieniem wiązały się z problemami technicznymi? W każdym razie wchodząc wczoraj  bezpośrednio z mojechojnice.pl, nie udało mi się obejrzeć tamtego artykułu.

sobota, 4 lutego 2012

Lamczyk woli Godsona, niż Biedronia

Internet przedACTowy jest bardzo fajnym narzędziem. Można na nim znaleźć różne ciekawostki. Niedawno fejsbukowy znajomy wrzucił linka z wywiadem z kartusko-chojnickim POsłem Stanisławem Lamczykiem. Wiedzie do internetowego wydania Gazety Kartuskiej. Dzieli się w nim poseł wrażeniami z pierwszych miesięcy pracy w Sejmie. Mojemu znajomemu najbardziej spodobał się fragment na temat lokalizacji jego miejsca siedzącego w sali Sejmu. Niezłe zawirowania miał z nim poseł Lamczyk. Poniżej najciekawszy fragment.

– Najważniejsze tematy mamy za sobą, to teraz może poplotkujmy troszkę. Zauważyłam na ekranie, że w ławie sejmowej ma Pan Poseł doborowe i powiedziałabym, dość egzotyczne, jak na polskie realia towarzystwo...?
– Ma pani na myśli Johna Godsona? To prawda, ze względu na kolor skóry dość odstaje od pozostałych posłów, ale nie jest już osamotniony, ponieważ w tej kadencji mamy dwóch czarnoskórych posłów. Drugi to Killion Munyama, który uzyskał mandat poselski, startując w okręgu obejmującym powiaty północnej i zachodniej Wielkopolski. Jest nauczycielem akademickim. Zarówno John, jak i Killion startowali z PO.
– Sam Pan wybrał miejsce obok posła Godsona, czy takie wam po prostu przydzielono?
– Z tym wyborem miejsc wiąże się cała zabawna historia. Już tak jest, że po zakończeniu kadencji nie odkręcam swojej tabliczki. Tym razem przysłali mi ją, ładnie zapakowaną, do domu. Z tą różnicą, że była to stara tabliczka, z piątej, a nie szóstej kadencji. Myślę sobie, ok., może to nawet dobra wróżba? Tak też się stało. Jednak wchodząc na salę sejmową, szukam swojego miejsca, a tu nic, nie ma. Pytam, a tu mnie kierują na moje stare miejsce. Patrzę obok, a tu John Godson. Poczułem się przyznam trochę nieswojo, bo dotąd bliżej go nie znałem, bardziej ze słyszenia, niż osobistych kontaktów. Nie wiedziałem o czym będziemy w przerwach rozmawiać, czy się dogadamy itp. W każdym razie okazało się, że to miejsca tymczasowe i można je zmienić. Przewodniczący Klubu PO zaproponował, żebym usiadł z przodu, koło Julii Pitery i tak też zrobiłem. Całkiem dobrze się tam siedziało, aż tu nagle się oglądam, a za mną jeszcze bardziej „egzotyczne” towarzystwo, niż wcześniej. Za plecami usiedli mi pani Grodzka, pierwsza transseksualna posłanka i pan poseł Biedroń, oficjalnie przyznający się do swojej homoseksualności. Takie towarzystwo tym bardziej mi nie odpowiadało, bo tu już w ogóle byłoby trudno o wspólne tematy...
– I co Pan zrobił, postanowił nie oglądać się za siebie i nie wtrącać do rozmów?
 – Nie, w te pędy wróciłem na poprzednie miejsce, do czarnoskórego Johna. To była bardzo dobra decyzja, bo moje obawy okazały się całkowicie bezpodstawne. John jest jednym z najsympatyczniejszych ludzi, jakich znam. Jest nie tylko inteligentnym, ale też bardzo zabawnym rozmówcą. Jest przy tym bardzo religijny, przeżywa też to, co dzieje się z katolikami w jego rodzinnej Nigerii. Ma żonę Polkę i czworo dzieci, z których jest bardzo dumny. Chwali się nimi i co rusz mówi: „Stanislaw, zobacz, mam nowe zdjęcie moich maluchów”. Mówi dobrze, choć nie idealnie po polsku. Jak się z niego śmieję, to każe mi przejść na angielski, a wtedy jest dokładnie odwrotnie, to on śmieje się z moich niedociągnięć w tym języku. Dla własnego bezpieczeństwa więc wolę jego polszczyzny nie komentować. John bardzo jest ciekaw Kaszub, bo wiele o naszym regionie słyszał. Mam więc nadzieję, że u nas zawita."
Ja też liczę na ciekawą rozmowę z Johnem Godsonem, choć nie będę uciekał przed Robertem Biedroniem i Anną Grodzką. 

środa, 1 lutego 2012

A mnie jest szkoda Parku...

Co rusz różne wydarzenia dziejące się w Parku 1000 - lecia podczas jego remontu podnoszą ciśnienie chojniczanom pracującym w ratuszu i poza nim. Najpierw malkontenci spod znaku ekologii marudzą, że plany wycinki drzew są za szerokie, że pod topór idą nie tylko "chwasty", ale i szlachetne gatunki. "Nie da się ich uniknąć, gdyż wiele z nich jest chora, wkrótce uschnie, a poza tym są w drodze planowanych prac melioracyjnych" - usłyszeli w odpowiedzi. Nie zauważyli, że nasza władza postanowiła odtworzyć Jezioro Zakonne, które sukcesywnie przed II wojną zmniejszano, aż usunięte z centrum miasta gruzy z operacji wyzwalania w lutym 1945, dokończyły dzieła. W czasach PRL budowano na jego terenie co jakiś czas różne pomniki. Najokazalszy już nie istnieje - Za Naszą i Waszą Wolność, pod którym budowano trybunę pierwszomajową, rozebrano jeszcze za ostatniego naczelnika miasta Antoniego Szlangi. Powodem był zły stan techniczny. Wybudowano także pomnik Mikołaja Kopernika i bitwy pod Chojnicami w czasie wojny 13 - letniej. Oczywiście tej z 1466, gdyż z 1454 nie wypada świętować. Polskie wojska sromotnie ją przegrały. Teraz trwa zamieszanie wokół planów ratusza związanych z pomnikiem wielkiego astronoma z Torunia. Wersja pomnika czasów gierkowskiej Polski będzie zastąpiona wersją z XXI wieku. Tamtą wymyślił Julian Rydzkowski, Stowarzyszenie PAX, dyrektor szkoły zawodowej z Sukienników Alfred Ćwiok oraz rzeźbiarz z Czerska. Stała sobie zapomniana pomiędzy coraz większymi drzewami. Niszczała z każdym rokiem, tak jak i ten "krzyżacki" postument. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek w jakikolwiek sposób były odnawiane obydwa. Zresztą nie dziwi to, skoro miasto nie potrafiło w tym parku dopilnować, aby ławki były kompletne, zieleń pielęgnowana. Całe hektary parku przypominały łąkę z chaszczami. Przypominam sobie, jak "moja" komisja gospodarki komunalnej w latach 94-98 domagała się zatrudnienia Ogrodnika Miejskiego, który z pomocą odpowiedniej ilości pracowników i pieniędzy dbał o zielone płuca Chojnic. Bez skutku. W tzw. międzyczasie, jak brzydko mówi się, komunalny Zakład Zieleni przy ul. Świętopełka, opodal Wzgórza Ewangelickiego, przeszedł do historii. Dziś na nim budują się wille wzdłuż ul. Rolbieckiego. Park 1000 - lecia po zmianie ustroju stracił gospodarza. Z dawnego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej wydzielił się Zakład Oczyszczania Miasta p.Pestki. Szybciutko umarł komunalny zakład pogrzebowy, w który zaprzestano inwestować. Niestety, chojniczanie nie przestali umierać, więc w 40-tysięcznym mieście przez długi czas funkcjonował jeden prywatny zakład pogrzebowy. Z Zakładu Zieleni pozostał już tylko budyneczek przy Świętopełka, gdzie mają bazę pracownicy interwencyjni. Miejski pozostał tylko Zakład Gospodarki Mieszkaniowej, który od około 2000 roku oskubywany jest co jakiś czas z lokali użytkowych.
Odbiegłem od tematu, jakim jest Park 1000-lecia. Do końca PRL urządzano w nim czyny społeczne z różnych okazji. Podczas nich sadzono drzewa, budowano alejki i wspomniane pomniki. Zdarzało mi się z ul. Żwirki i Wigury, a potem ze Spółdzielczej, jechać do niego na rowerze, ciągnąć na sankach młodsze o 5 lat siostry - bliźniaczki. Potem razem zjeżdżaliśmy z górki Piaskowej. Do dziś pamiętam burę, jaką otrzymałem od Mamy, gdy jednego razu w drodze powrotnej to właśnie siostry mnie ciągnęły na sankach. Później, już jako mieszkaniec ul. Jana Pawła II, spacerowałem po nim z wózkiem, w którym był najpierw Przemek, a później Radek. Dziś zanosi się, że będzie w nim wiele mniej miejsca na spacery, a więcej na żeglowanie i podziwianie różnych urządzeń do tzw. wyższej rozrywki. Będzie druga scena na występy, mimo tego, że amfiteatr w Fosie w sezonie letnim wykorzystywany na imprezy jest raz na 3 tygodnie. Jest zaprojektowany piękny skatepark, bo przecież nie możemy mieć gorszego, niż jest w Emsdetten. Całość będzie pod okiem kilkudziesięciu kamer. Podobno ekspozytury chojnickiego Big Brothera mają stanąć tylko na obrzeżach Parku, ale gdy zniknęła ponad połowa drzew, a tafla wody zajmuje czwartą część Parku, to co za różnica. Czy to wszystko jest warte tych milionów złotych, mam coraz większe wątpliwości.
Fotka pochodzi chyba z 2003 roku. Nie jestem jej autorem, gdyż nie latam na motolotni nad Chojnicami. Ta plama zieleni w środku, to Park 1000-lecia. Wtedy jeszcze nie było na nim parkingu, który stanął w lewym dolnym rogu zdjęcia. Jedyny staw był trochę wyżej, nad parkingiem. Budynek w środku w kształcie odwróconej litery E, to przedszkole Bajka. Poniżej dawny konwikt, czyli dziś Liceum Katolickie. Ulica na dole, to Sukienników.