sobota, 9 lutego 2013

Czy w Chojnicach istnieją jeszcze partie?

Wybory do samorządu miejskiego będą późną jesienią 2014 roku, ale kampania wyborcza nabiera coraz większych rumieńców. Pierwszy w blokach startowych stanął burmistrz Arseniusz Finster, który dawno ogłosił, że będzie ponownie kandydował. Nikogo tym oczywiście nie zaskoczył. Na razie na horyzoncie nie widać innego chętnego, nawet kandydata na kandydata. A jak było w dwóch poprzednich wyborach? W 2010 kandydowali także Marcin Wenta oraz Andrzej Dolny. Cztery lata wcześniej także Jacek Kowalik, Andrzej Dolny i Andrzej Mielke. W 2006 i 2010 roku Arseniusz Finster zdobył mandat burmistrza w I turze. Najpierw było to 12740 głosów i 82,85% ogółu frekwencji. W ostatnich wyborach było to 12643 głosów i 84,95% spośród tych, którzy wzięli udział w głosowaniu. W 2010 w szranki stanęło ostatecznie 3 kandydatów, ale przez krótki czas w grze był także Leszek Redzimski z Platformy Obywatelskiej. Pamiętam, jak pomorski lider PO Sławomir Nowak osobiście ogłosił, że w Chojnicach będą mieli swojego kandydata. - Po tylu latach sprawowania rządów przez burmistrza Chojnic, które poparliśmy i przez co wzięliśmy za niego współodpowiedzialność, jest czas na nowe otwarcie. – stwierdził w 2010 dzisiejszy minister transportu. Miesiąc później największa partia w naszym mieście zmieniła front. Wycofała Redzimskiego, by jednak poprzeć Finstera. Wkrótce Redzimski przeniósł się na rok do Warszawy na Wiejską. Od tamtego czasu słychać było o nim w mediach tylko wtedy, gdy jakiś dziennikarz go „zaczepił”. Albo o opinię ws. głosowania nad projektem ustawy, albo jak pan zagłosowałby, gdyby był pan posłem. Wiele też było o Redzimskim, gdy skutecznie przejął stery w powiatowych władzach PO. Nie zauważyłem jakiejkolwiek jego aktywności, gdy w Chojnicach „działo się”. Gdy przekształcano w niepubliczną placówkę ostatnie samorządowe przedszkole. Gdy coraz głośniej jest o mobbingu w jednej ze szkół. Gdy było zamieszanie z konkursem przedszkolnym. Zresztą w tym czasie twarz w tych tematach dawali tylko ci, którzy są dziś działaczami Projektu Chojnicka Samorządność. Dziś w Chojnicach w dyskursie publicznym nie biorą udziału działacze partii politycznych. Nawet gdy wywołuje się ich do tablicy, jak było w przypadku ubiegłorocznej sprawy analizy drogowej przez firmę Trafik, siedzą jak mysz pod miotłą, bo burmistrz na sesji RM wyjaśnił im, co mają o tym myśleć. Jacka Kowalika z SLD widzę tylko wtedy, gdy jest w Chojnicach Leszek Miller. Ostatnio w Pomeranii, jak rozdawał zdjęcia swego lidera przybyłym na spotkanie, dając radę – weźcie od niego autograf. Innej aktywności brak. Leszka Zawadzkiego z PSL w działaniu politycznym zauważyłem, gdy dostarczył do redakcji ch24 kopię wniosku z nazwą patrona dla ronda przy ul. Dworcowej – Piłsudskiego. Wtedy też uaktywniły się PiS i PO. Idę o zakład, że teraz z tamtych źródeł będzie wysyp pomysłów z nazwą na rondo „biszkoptowe” przy galerii Victoria. Jeśli tak wygląda działalność prawie wszystkich (poza PiS) organizacji politycznych dających oznaki życia w Chojnicach, to całkowicie rozumiem nerwowość burmistrza w sprawie PChS-u. Zwołują spotkania, organizują konferencje prasowe, polemizują z pomysłami włodarza, krytykują np. działalność kapituły stypendialnej. Robią to, co powinny partie polityczne. Ale jeśli inni nie mają woli/odwagi/czasu/pomysłu (niepotrzebne skreślić), to ktoś musi za to zabrać się. Życie polityczne nie znosi próżni. Sądzę, że Arseniusz Finster jest spokojny o wynik głosowania na swoją osobę w wyborach burmistrzowskich. Martwić go może jedynie układ sił w przyszłej Radzie Miejskiej. Nie będzie on (ani nikt z takich liderów, jak Pietrzyk czy Janowski) już lokomotywą na liście okręgowej. W 2014 roku wybory będą takie, jak w 1990 i 94 – w jednomandatowych okręgach. Każdy zbiera głosy tylko dla siebie, a nie dla listy. Nie będzie kłótni o to, kto jest nr 1 czy 2 na liście, a kto ostatni. W każdym z 21 okręgów teoretycznie dzisiejsza koalicja mogłaby wystawić tylko po jednym kandydacie. Im więcej ich będzie, tym łatwiej będzie dostać się do Rady komuś z drugiego szeregu. W 1994 roku byłem właśnie takim przypadkiem. Na os. 700-lecia (kilka bloków z Ks. Pomorskich, kilka bloków z JPII) zdobyłem najwięcej głosów – 59, w okręgu, gdzie było ich bodajże ośmiu. Jednym z nich był radny z 1990 (jest i teraz) Stanisław Kowalik. Dzięki temu w latach 1994 – 98 byłem pierwszym i jedynym radnym z SLD. Na 200% najbliższe wybory będą arcyciekawe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz