wtorek, 29 grudnia 2009

Kończy się 2009 rok....



...więc należy najciekawsze wydarzenia z moich Chojnic Wam przypomnieć. Zdecydowałem przedstawić po jednym na każdy miesiąc. STYCZEŃ -zdecydowanie wygrywa inscenizacja powrotu Chojnic do Macierzy, która miała miejsce 31 stycznia 1920. Bardzo udane widowisko. Myślę, że jeśli nie będzie literówek w nazwie "Grenzschutz" (a było w 2009 na plakacie "Grenschutz"), będzie jeszcze lepsza. LUTY - rozpoczęła się dyskusja nt. wycinki drzew w parku 1000-lecia. Mój pomysł, aby zdrowe i wartościowe drzewa przesadzać, nikogo nie zainteresowała. Widocznie szkoda zachodu...MARZEC - na piątek trzynastego i godzinę 13 wójt gminy Chojnice ustalił rozpoczęcie uroczystości zakończenia przebudowy gmachu Urzędu. Było także święcenie  jego przez księdza i wieszanie krzyża w sali konferencyjnej przez przewodniczącego Rady Gminy. W ten sposób realizowany jest zapis konstytucyjny: "Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych." KWIECIEŃ - w tym miesiącu nieźle zażartowali sobie z chojniczan trzej właściciele działki przy rondzie obok "Arala". Mimo, że był na niej miejski chodnik, na jego środku postawili metalową tablicę reklamową. MAJ - wydarzeniem nr 1 było włączenie, po 5 miesiącach od oddania do użytku obwodnicy Chojnic, oświetlenia na jej węzłach. CZERWIEC - 20 rocznicę pamiętnych wyborów z 1989 bardzo ciekawą wystawą pt. "Pamiątki PRL-u" uczciła młodzież i nauczyciele "starego" ogólniaka. Moje gratulacje. LIPIEC - tu bezkonkurencyjnie wygrywa przedstawienie pt. "Arka" w wykonaniu Teatru Ósmego Dnia z Poznania. Z kamerą w ręku obejrzałem je na szkolnym boisku SP-1. SIERPIEŃ - dość obfity w imprezy jest to miesiąc, ale na pierwszym postawię turniej rycerski z odtworzeniem oblężenia krzyżackich Chojnic przez polskie wojska w 1466. WRZESIEŃ - do boju ruszył wybrany w czerwcu prezes Spółdzielni Mieszkaniowej. Zdecydował zmotywować lokatorów podawaniem danych o zadłużeniu w podziale na kondygnacje. Podniósł także stawki czynszu dla najemców lokali użytkowych. PAŹDZIERNIK - gwiazdą nr 1 tego miesiąca jest niewątpliwie Mariusz Janik. Wtedy to pod okiem kamer szedł na tydzień do chojnickiego aresztu. Była to kara za nieuiszczenie grzywny w wysokości 100 zł. Miał wcześniej zakłócać ciszę nocną. LISTOPAD - uruchomiono piękną i superautomatyczną publiczną toaletę na parkingu przy stadionie. Kosztowała jedyne 300 tysięcy (bez przyłączy i monitoringu). GRUDZIEŃ - dwa tygodnie przed świętami przez weekend na Starym Rynku trwał Jarmark Bożonarodzeniowy. Robi się z niego coraz fajniejsza impreza. Nie tylko dlatego, że brała w niej udział moja małżonka.
PS. Linki prowadzą do moich filmików na youtube.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Z MZK i kamerą na spacer



Wkrótce Boże Narodzenie. Aby utrwalić piękno zimy i coraz większą rzadkość (śnieg), przy okazji pokazać moje Chojnice w pięknej bieli i iluminacji, w piątkowy wieczór wziąłem na spacer kamerę. Samochód został w domu z powodu mrozu. Po długiej przerwie postanowiłem skorzystać z usług linii nr 7 naszego MZK. Zapasu biletów nie miałem, więc chciałem posiąść dwie sztuki drogą zakupu w największym sklepie na osiedlu Bursztynowym. Nic z tego, „sprzedaży biletów MZK nie prowadzimy”. Trudno, dodatkowe 40 groszy nie majątek. Następna niespodzianka czekała na przystanku na ul. Ceynowy. Ponad 15 minut (zamiast o 17.02) po czasie dotarł do niego „mój” autobus. Powinien o 16.53 wyjeżdżać z Lichnowskiej. No cóż, stojący wraz ze mną zbytnio nie byli zdziwieni – zima! Sąsiad w autobusie to nawet mi zazdrościł, bo on wcześniej w tym dniu czekał prawie 30 minut na autobus. Ruszając w drogę powrotną, na pl. Jagiellońskim, niewiele brakowało, abym musiał wracać pieszo lub iść na postój taxi. Tak byłem zaskoczony punktualnym przybyciem kursu o 18.21, że nie uwierzyłem, że właśnie podjechała „siódemka”. Nerwowo obiegałem autobus, aby dojrzeć numer linii lub tablicę z nazwą końcowego przystanku, a tu nic nie widać. W końcu, gdy drzwi były już zamknięte, podszedłem do nich. Otworzyły się ponownie, a pasażerowie potwierdzili moje podejrzenia, że to jednak właściwy autobus. Ale przed powrotem zarejestrowałem widoki kilku uroczych miejsc. Wieczorem nawet plac Jagielloński z chojnicką wersją kolumny Zygmunta jest całkiem sympatycznym zakątkiem. Stamtąd udałem się zmodernizowanym fragmentem ul. 31 Stycznia pod Starostwo. Zupełnie inne miejsce, niż kiedyś. Gdyby jeszcze bloki na północnej pierzei tej ulicy poddano tej samej operacji, co „stalinowca” na Rynku. Wracam na Starówkę. Przy Bramie Człuchowskiej obowiązkowy postój. Na szczęście nie ma już budy z hot-dogami, która stała przy niej jakieś 8 lat temu. Mniej więcej tam, gdzie teraz jest złomorzeźba z turem. Niestety, na Rynku nijak nie dało się ominąć obiektywem wielkiego namiotu. Był jadalnią podczas Jarmarku Bożonarodzeniowego i pozostał na płycie Rynku po jego zakończeniu. Zrozumiałem dlaczego, gdy dowiedziałem się o wieczerzy wigilijnej dla potrzebujących w tymże miejscu. Przy okazji pomyślałem, że organizatorzy i uczestnicy Jarmarku (odbył się tydzień wcześniej) mieli wiele szczęścia do pogody. Na koniec obowiązkowo Fara, czyli Bazylika Mniejsza. Jest naprawdę pięknie podświetlona. Może wkrótce w jej pobliżu, w miejscu starszej siostry cud-toalety, stanie równie piękna kamienica? Proszę tylko o jedno. Aby nie miała elewacji z czarnych płyt granitowych. Gdyż takie właśnie dla WC na ul. Mickiewicza zadysponował w warunkach przetargu architekt miejski. A filmik z życzeniami dla Was na youtube. Zapraszam! PS. Na zdjęciu świąteczna kartka, którą wykonała Grażyna.

czwartek, 17 grudnia 2009

Sto lat Radku!


Najpierw internetowe życzenia urodzinowe dla "drugorodnego" syna Radka. Wersja live była oczywiście z samego rana. Radziu! W dniu Twoich 9 urodzin spełnienia marzeń, samych szóstek w szkole i pogody ducha! Sto lat! Tak szczerze pisząc, to w zasadzie powinien mieć te urodziny w połowie stycznia. Ale pośpieszył się w grudniu 2000 roku o cały miesiąc, dlatego do szkoły poszedł o rok szybciej.
    Trochę zalatany byłem ostatnio, dlatego nie pisałem prawie tydzień. Najpierw przez miniony weekend był jarmark bożonarodzeniowy na Starym Rynku w Chojnicach. Wystawiała na nim także Grażyna. Namówiłem ją, aby uruchomiła stoisko z ozdobami świątecznymi i kartkami z życzeniami. Trzeba przyznać, że obroty miała całkiem całkiem, szczególnie w sobotę. Natomiast ja codziennie z długopisem i kamerą "biegałem" po Rynku służbowo, przygotowując relację pisemną i video. Uczciwie trzeba przyznać, że impreza rozwija się zupełnie sympatycznie. Sporo stoisk z towarami świątecznymi, byli niemieccy mieszkańcy Emsdetten sprzedający za dar na przedszkole nr 9 gofry. A propos tego ostatniego. Ciekawa inicjatywa, ale poczułem się jak ubogi krewniak, który nie może dać sobie rady z utrzymaniem 15-letniego auta i trzeba mu pomóc w kupnie nowej opony. Mamy jedno jedyne samorządowe przedszkole (pozostałe zostały sprywatyzowane), a nie stać nas na jego solidne wyposażenie i utrzymanie? Nie lubię żebrać, szczególnie, że chwilę szybciej właściciel tegoż przedszkola zafundował sobie superautomatyczne publiczne WC za 350 tys. złotych. 
    Na zakończenie link do bardzo mądrego listu do redakcji Gazety Wyborczej w/s Wojciecha Jaruzelskiego. Zachęcam wszystkich do lektury. PS. Na fotce cała rodzinka przy stoisku Grażyny na jarmarku.

piątek, 11 grudnia 2009

Jeszcze o Jaruzelskim

    Podziwiam stalowe nerwy Jerzego Urbana, który wytrzymał stertę obelg rzucanych na niego przez posła PiSu Zbigniewa Girzyńskiego w programie 24 godziny w TVN24 (10.12.). Oczywiście gospodarz programu Bogdan Rymanowski z nieukrywaną radością i w milczeniu pozwalał na obrażanie swego gościa. Nie reagował on też, gdy PiSmen mijał się z prawdą, mówiąc, że całe polskie społeczeństwo jest przeciw wprowadzeniu stanu wojennego. Na szczęście JU nie zapomniał języka w gębie, a także zajął właściwą pozycję w studio tv, czyli po krótkiej chwili obrócił się plecami do ekranu z posłem. Panie Rymanowski, trzeba było zaprosić Wojciecha Olejniczaka, zamiast JU. Rozjechalibyście go we dwóch na 100%. Panie Jerzy, czapki z głów!
    Dziś przeglądając w Rzepie bardzo dobry (też skomentowałem) tekst Waldemara Kuczyńskiego o Generale, natknąłem się na uwagę wcześniejszego komentatora, że polskiego pochodzenia eurodeputowany z Włoch Jaś Gawroński we Wprost umieścił na temat Jaruzelskiego i Jana Pawła II bardzo ciekawą wypowiedź. Oto ona w całości: "Eurodeputowany włoskiej centroprawicy i dziennikarz Jas Gawronski napisał w liście, opublikowanym w "Corriere della Sera", że Jan Paweł II uważał Wojciecha Jaruzelskiego za patriotę. W ten sposób włoski polityk polskiego pochodzenia, który w 1988 roku przeprowadził wywiad z polskim papieżem, odniósł się do opublikowanego w sobotę na łamach tej gazety artykułu zatytułowanego "Błędny proces generała Jaruzelskiego"."Za moją tezą o +niewinnym+ Jaruzelskim przemawiają rozmowy, jakie przeprowadziłem z Janem Pawłem II; w ich trakcie wypowiadał się o generale z wielkim szacunkiem, nazywając go nawet kiedyś +patriotą+" - podkreślił Gawronski w liście do autora artykułu o procesie Sergio Romano, byłego ambasadora Włoch w Moskwie. "Poza tym papież Wojtyła okazał to przekonanie przyjmując dwa razy Jaruzelskiego, kiedy nie było takiej potrzeby (w 1991 roku w Warszawie podczas swej podróży i w 1992 w Rzymie, kiedy Jaruzelski przyjechał zaprezentować włoskie wydanie swej książki), gdy generał nie był już prezydentem, lecz zwykłym emerytem" - dodał włoski eurodeputowany. Rozpoczęty w Warszawie proces autorów stanu wojennego, wśród nich generała Jaruzelskiego, Gawronski nazwał "absurdalnym".Wyraził przekonanie, że gdyby w 1981 roku "eksperyment z Solidarnością był kontynuowany i zdobyto coraz nowe przestrzenie wolności, Sowieci czuliby się w obowiązku położyć temu kres, by uniknąć zarazy"."Ich interwencja - uważa Gawronski - byłaby znacznie bardziej krwawa aniżeli w Czechosłowacji w 1968 roku i spowodowałaby śmierć tysięcy ludzi"."Wydaje się, że także Biały Dom był za zamachem stanu, by uniknąć gorszego" - zauważył eurodeputowany. Gawronski przypomniał następnie, że na miesiąc przed wprowadzeniem stanu wojennego do Stanów Zjednoczonych uciekł Ryszard Kukliński. "Można założyć, że poinformował Amerykanów, którzy jednak zachowali milczenie" - napisał włoski eurodeputowany."

środa, 9 grudnia 2009

Generał i stan wojenny


    Dziś dodałem pod tekstem o Jaruzelskim i jego wyjaśnieniach u "prokuratora telewizyjnego nr 1" (czyli Moniki Olejnik) na www.tvn24.pl następujący komentarz: "W 1981 roku miałem 22 lata. Gdy w niedzielę 13 XII o 10 włączyłem radio i Trójkę, aby posłuchać 60 minut na godzinę i była cisza, zdziwiłem się. Na całym UKFie cisza. Przełączyłem na długie i I PR. Trafiłem na środek przemówienia Generała. Zamarłem, powiedziałem do domowników - weszli! Po kolejnej powtórce - ulga. To stan wojenny. On nie został wprowadzony, bo mieli wejść Rosjanie. Dlatego, że była anarchia i zbliżał się rozkład państwa. Generałowi należy się podziękowanie za to, że wyprowadził Polskę z zakrętu. Dlaczego Amerykanie nie zareagowali na doniesienie Kuklińskiego, że wkrótce w Polsce będzie stan wojenny? Nie podnieśli rabanu, nie ostrzegli działaczy Solidarności? Może też uważali je za mniejsze zło, niż "bratnia pomoc"?" Podpisałem się jako "Jerzy Erdman z Chojnic". Gdybym mieszkał w Warszawie, to na pewno wziąłbym udział w manifestacji w dniu kolejnej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego Jego obrońców pod domem, gdzie mieszka. Co jeszcze można dodać? Tylko dwa słowa - DZIĘKUJĘ GENERALE!

wtorek, 8 grudnia 2009

Żegnaj "Trybuno"


Dziś, czyli 7 grudnia, wszystkie media podały informację, że zostało zawieszone wydawanie "Trybuny". Mało kto z komentujących wierzył, że jest realne wznowienie jej 1 lutego 2010. Niestety, ale podzielam ten pogląd. Czytałem ją od 1990 raczej nieregularnie. Najciekawsza wg mnie była w okresie kierowania przez Janusza Rolickiego. Byłem wtedy kierownikiem biura parlamentarnego SLD w Chojnicach (1994-96). Wywalczyłem wówczas dla biura prenumeratę tej gazety. Prawdę mówiąc, to "Trybuna" bardzo zmieniła mój życiorys. Doszło do tego w lipcu 1991. Wtedy to Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, którego byłem członkiem (miałem wtedy 32 lata), wydelegował mnie na warsztaty dziennikarskie do redakcji "Trybuny". Wraz z grupą innych młodych ludzi zamieszkałem na tydzień w hotelu na Szarej w Warszawie. Wtedy po raz pierwszy zasiadłem do maszyny do pisania. Uczono nas redagowania tekstów, zbierania materiałów. Najciekawsze z nich ukazywały się drukiem. Tego zaszczytu nie dostąpił mój wywiad z pierwszym po 22 VII 1944 premierem Polski Edwardem Osóbką - Morawskim. Do dziś przechowuję, jak relikwie, napisany przez niego na jego maszynie wywiad z nim. Pamiętam, że mój pierwszy tekst drukowany dotyczył ciekawostek z bazaru pod Pałacem Kultury i Nauki na pl. Defilad. Miałem ze sobą oczywiście jakąś idiotkamerę, z której zdjęcia nawet udały się. Na tymże bazarze zrobiłem fotkę koszulkom, które były ówczesnym hitem. Miały takie napisy: "Bendem prezydentem" lub "O take Polskie walczylyśmy". Też je kupowaliśmy. Koleżanka, która miała założoną tą pierwszą, z kłopotami weszła przez nią do studia Teleexpressu. Wizyta tam była jedną z przygotowanych dla nas atrakcji. Najpierw zapoznaliśmy się z pracą dziennikarzy, obejrzeliśmy "kuchnię" z magnetowidami itp. Nie obeszło się bez zdjęć, w tym i grupowego z Magdą Mikołajczak. Mieliśmy też wejście na wizję, ale nie na żywo. W migawce pokazano, jak zwiedzamy studio, powiedziano skąd jesteśmy i co robimy. Na zakończenie, stojąc w studio przed kamerami, chórem domagaliśmy się zakupienia przez TVP kolejnych odcinków "Alfa". Po powrocie do hotelu zadzwoniłem do domu, aby na moim magnetowidzie o 17.15 nagrali to wydanie Teleexpressu. Zrobili to, ale teraz nie mogę tej kasety odnaleźć. A może niechcący zmazałem to nagranie? Jak odnajdę, to zaraz zgram je na kompa i wrzucę na youtube. Nie była to jedyna wizyta w innej redakcji. Byliśmy w "Radiu Zet" na Nowym Świecie. Gościliśmy w radiowej Trójce u Marka Niedźwiedzkiego podczas listy przebojów. Mieliśmy spotkania w sali konferencyjnej hotelu. Przyszli na nie dziennikarze PAP i rosyjskiej agencji Novosti. Rowerem przyjechał do nas sam Marek Kotański. W pokojach mieliśmy spotkania z takimi dziennikarzami, jak ówczesny szef Trybuny Marek Siwiec i dziennikarz NIE Piotr Gadzinowski. Piotr zabrał nas na wspólne zwiedzanie Zamku Królewskiego. Jego szef, Jerzy Urban, załatwił nam wejściówki na promocję nowej książki Ryszarda Marka Grońskiego w jakimś klubie na Rynku Starego Miasta. Udało mi się tam zrobić zdjęcie marszałkowi Sejmu Mikołajowi Kozakiewiczowi. Z szefem Piotra, Jerzym Urbanem, także spotkaliśmy się. Kaseta magnetofonowa z nagraniem tego spotkania posłużyła mi do napisania czegoś w rodzaju grupowego wywiadu do (niestety, nieistniejącego obecnie) miesięcznika lokalnego "Gazeta Chojnicka". Zdobyłem się na odwagę i zaniosłem go do domu jej szefowej p.Marii Eichler. Prośba o jego druk została zaakceptowana. A potem zacząłem pisać do tego wydawnictwa regularnie. Bakcyl dziennikarstwa został wtedy skutecznie przeze mnie złapany. Po 3 latach zostałem po raz pierwszy radnym, na co zapewne spory wpływ chyba miała moja działalność dziennikarska. Moje wypociny z tamtych czasów możecie znaleźć na własnej stronie www tutaj. Natomiast zdjęcia z 1991 są w tym miejscu. To ilustrujące ten post pochodzi z Teleexpressu. Ten facet, który przykucnął po środku i patrzy na fotografa, to ja.