wtorek, 8 grudnia 2009

Żegnaj "Trybuno"


Dziś, czyli 7 grudnia, wszystkie media podały informację, że zostało zawieszone wydawanie "Trybuny". Mało kto z komentujących wierzył, że jest realne wznowienie jej 1 lutego 2010. Niestety, ale podzielam ten pogląd. Czytałem ją od 1990 raczej nieregularnie. Najciekawsza wg mnie była w okresie kierowania przez Janusza Rolickiego. Byłem wtedy kierownikiem biura parlamentarnego SLD w Chojnicach (1994-96). Wywalczyłem wówczas dla biura prenumeratę tej gazety. Prawdę mówiąc, to "Trybuna" bardzo zmieniła mój życiorys. Doszło do tego w lipcu 1991. Wtedy to Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, którego byłem członkiem (miałem wtedy 32 lata), wydelegował mnie na warsztaty dziennikarskie do redakcji "Trybuny". Wraz z grupą innych młodych ludzi zamieszkałem na tydzień w hotelu na Szarej w Warszawie. Wtedy po raz pierwszy zasiadłem do maszyny do pisania. Uczono nas redagowania tekstów, zbierania materiałów. Najciekawsze z nich ukazywały się drukiem. Tego zaszczytu nie dostąpił mój wywiad z pierwszym po 22 VII 1944 premierem Polski Edwardem Osóbką - Morawskim. Do dziś przechowuję, jak relikwie, napisany przez niego na jego maszynie wywiad z nim. Pamiętam, że mój pierwszy tekst drukowany dotyczył ciekawostek z bazaru pod Pałacem Kultury i Nauki na pl. Defilad. Miałem ze sobą oczywiście jakąś idiotkamerę, z której zdjęcia nawet udały się. Na tymże bazarze zrobiłem fotkę koszulkom, które były ówczesnym hitem. Miały takie napisy: "Bendem prezydentem" lub "O take Polskie walczylyśmy". Też je kupowaliśmy. Koleżanka, która miała założoną tą pierwszą, z kłopotami weszła przez nią do studia Teleexpressu. Wizyta tam była jedną z przygotowanych dla nas atrakcji. Najpierw zapoznaliśmy się z pracą dziennikarzy, obejrzeliśmy "kuchnię" z magnetowidami itp. Nie obeszło się bez zdjęć, w tym i grupowego z Magdą Mikołajczak. Mieliśmy też wejście na wizję, ale nie na żywo. W migawce pokazano, jak zwiedzamy studio, powiedziano skąd jesteśmy i co robimy. Na zakończenie, stojąc w studio przed kamerami, chórem domagaliśmy się zakupienia przez TVP kolejnych odcinków "Alfa". Po powrocie do hotelu zadzwoniłem do domu, aby na moim magnetowidzie o 17.15 nagrali to wydanie Teleexpressu. Zrobili to, ale teraz nie mogę tej kasety odnaleźć. A może niechcący zmazałem to nagranie? Jak odnajdę, to zaraz zgram je na kompa i wrzucę na youtube. Nie była to jedyna wizyta w innej redakcji. Byliśmy w "Radiu Zet" na Nowym Świecie. Gościliśmy w radiowej Trójce u Marka Niedźwiedzkiego podczas listy przebojów. Mieliśmy spotkania w sali konferencyjnej hotelu. Przyszli na nie dziennikarze PAP i rosyjskiej agencji Novosti. Rowerem przyjechał do nas sam Marek Kotański. W pokojach mieliśmy spotkania z takimi dziennikarzami, jak ówczesny szef Trybuny Marek Siwiec i dziennikarz NIE Piotr Gadzinowski. Piotr zabrał nas na wspólne zwiedzanie Zamku Królewskiego. Jego szef, Jerzy Urban, załatwił nam wejściówki na promocję nowej książki Ryszarda Marka Grońskiego w jakimś klubie na Rynku Starego Miasta. Udało mi się tam zrobić zdjęcie marszałkowi Sejmu Mikołajowi Kozakiewiczowi. Z szefem Piotra, Jerzym Urbanem, także spotkaliśmy się. Kaseta magnetofonowa z nagraniem tego spotkania posłużyła mi do napisania czegoś w rodzaju grupowego wywiadu do (niestety, nieistniejącego obecnie) miesięcznika lokalnego "Gazeta Chojnicka". Zdobyłem się na odwagę i zaniosłem go do domu jej szefowej p.Marii Eichler. Prośba o jego druk została zaakceptowana. A potem zacząłem pisać do tego wydawnictwa regularnie. Bakcyl dziennikarstwa został wtedy skutecznie przeze mnie złapany. Po 3 latach zostałem po raz pierwszy radnym, na co zapewne spory wpływ chyba miała moja działalność dziennikarska. Moje wypociny z tamtych czasów możecie znaleźć na własnej stronie www tutaj. Natomiast zdjęcia z 1991 są w tym miejscu. To ilustrujące ten post pochodzi z Teleexpressu. Ten facet, który przykucnął po środku i patrzy na fotografa, to ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz