niedziela, 15 maja 2011

Z wizytą we wschodnich Niemczech

      Przed tygodniem cały weekend, od piątku do poniedziałku (6 - 9.05.) spędziłem u mojej kuzynki Ursuli w Kutzleben (Turyngia, południe wschodnich Niemiec, niedaleko Erfurtu). Powód był bardzo smutny - pogrzeb jej mamy, a mojej cioci - Marii. Wybraliśmy się tam w czwórkę - Ewa (siostra), Ola (siostrzenica), Mama no i ja. Trasa liczyła ponad 750 km, ale mama, mimo prawie 82 lat, zdecydowała się jednak na podróż. Na szczęście pogoda dopisała. Było ciepło i słonecznie. Pogrzeb był w sobotę rano. Odbył się w Kutzleben. Wcześniej ciocia mieszkała kilkanaście kilometrów dalej, ale przeprowadziła się do córki, gdy była już starsza. Cmentarz w tej wsi, której zabudowa przypomina raczej miasteczko (mieszka tam ok. 450 ludzi), jest komunalny. Utrzymany jest perfekcyjnie. Trawa krótko przystrzyżona. Drzewa pięknie ukształtowane. Jak przypomnę sobie jak wygląda nasz komunalny przy Kościerskiej (z wyciętymi lub ostro przyciętymi drzewami), to tylko pozazdrościć Niemcom. Sama ceremonia też była inna, niż w Polsce. Nie było mszy żałobnej w kościele, tylko w cmentarnej kaplicy odmówiono modlitwy oraz przypomniano życiorys Cioci. Wchodzący na cmentarz, którzy nie są bliską rodziną, wpisywali się do specjalnej księgi kondolencyjnej. Przy grobie stał pracownik firmy pogrzebowej, który trzymał naręcze róż. Każdemu wręczał po jednej. Przed grobem stały dwie misy. Jedna z ziemią, druga z bukszpanem.
     Ludzie też jacyś inni tam mieszkają. Spacerując po uliczkach Kutzleben nieznajomi mi ludzie mówil "Dzień dobry". Po wejściu do sklepu słyszę "Gruess Gott" od sprzedawcy. Na każdym domu skrzynki na prasę w postaci obustronnie otwartych cylindrów. Teoretycznie każdy może wyjąć gazetę z niej. Nie wiem jak jest w innych domach, ale u kuzynki codziennie kupowane są z 3 gazety. Na weekend kolejne. Katolicki tygodnik jest formatu Rzeczypospolitej i są w nim teksty ... katolickie, a nie polityczne, czyli u nas PiSowskie.
    Zauważyłem też, że Niemcy są superpozytywnie zakręceni na punkcie ekologii. Taką scenkę opowiem. Jednego dnia obserwowałem, jak kuzynka zbiera puste plastykowe butelki o poj. 1,5 l po napojach i wodach mineralnych. Dziwiłem się, że wynosi je niezgniecione do jakiejś komórki i tam wkłada do worka. Mówię do niej: "Ursula, pokażę ci, co ja robię w Polsce z takim butelkami." Biorę jedną z nich, kładę na podłodze i traktuję ją z obcasa, by zgnieść. Kuzynka w krzyk. Co jest? Okazuje się, że za każdą z nich, pod warunkiem, że jest oznaczona zielonym punktem, jest cała i ma etykietę, dostanie ćwierć euro. To samo dzieje się z większością puszek po napojach. Jej mąż pokazał mi specjalną książeczkę, którą dostali od firmy zbierającej odpady. Jest tam harmonogram ich wizyt, instrukcja jakie śmieci do jakich worków i pojemników wrzucać. Są też kartki pocztowe, które wysyła się do nich, gdy w gospodarstwie pojawi się nietypowy odpad, typu stara pralka czy lodówka lub mebel. Po maksimum tygodniu przyjadą i bezpłatnie odbiorą. Jestem w szoku. U mnie na osiedlu do tego samego "dzwonu" wkładam makulaturę i plastykowe butelki. Za darmo! Krążyłem też po kilku ich miasteczkach. Na żadnym zabytku nie zauważyłem banerów czy reklam. Dużo ich w telewizji czy na papierze, ale krajobrazu sobie nimi nie zaśmiecają. U nas krytyka tego typu zachowań przypomina pisanie na Berdyczów. O stanie ich szos, ulic i autostrad, to szkoda pisać. Jakoś nie zauważyłem łat czy wybojów. Remontują je także, ale chyba robią to bez potrzeby blokad i protestów. Stan szosy pomiędzy dwiema lokalnymi niemieckimi pipidówami, w rodzaju drogi Ogorzeliny - Sławęcin, jest o niebo lepszy, niż "berlinki" w pobliżu Gorzowa. Zapraszałem mych niemieckich krewniaków do odwiedzin w Polsce, ale będę ich lojalnie uprzedzał o stanie naszych dróg.  Foto u góry - główna aleja cmentarza w Kutzleben podczas pogrzebu Cioci. Niżej mąż kuzynki wkłada do specjalnej maszyny, w której wkłada się zużyte butelki i puszki. Stoi w markecie w Bad Tennstedt.

1 komentarz:

  1. To, co pan opisuje z wyprawy do Niemiec to już było tak dwadzieścia lat temu czytając tego bloga myślę, że nigdy pan nie był za granicą i dziwi się p. jak małe dziecko z normalnych rzeczy.

    OdpowiedzUsuń